|
Święci Cyryl i Metody byli braćmi. Czasem można spotkać nazywanie ich zwrotem Bracia Sołuńscy, który pochodzi od miejsca ich urodzenia. Starszy z nich, Michał, urodził się około 815 roku, Konstanty zaś, najmłodszy z siedmiorga rodzeństwa - w 826 lub 827 roku. Obaj urodzili się w Tesalonice (dzisiejsze Saloniki w Grecji, które miały także słowiańską nazwę: Sołuń) w bogobojnej rodzinie chrześcijańskiej. Ojciec braci, Leon, wyższy urzędnik miejscowego garnizonu obu synom zapewnił wykształcenie.
Michał miał wybitne zdolności prawnicze, dlatego wkroczył na drogę kariery urzędniczej, w której odnosił duże sukcesy. Został nawet archontem, czyli zarządcą cesarskim w jednej z prowincji słowiańskich. Po pewnym czasie jednak zaczął tęsknić za służbą Bożą. W 840r. wstąpił w Bitynii do klasztoru, który znajdował się na Olimpie, przyjmując zakonne imię Metody. W niedługim czasie został igumenem, czyli przełożonym tego klasztoru.
Konstanty, ze względu na swoje niepospolite zdolności, został wysłany na studia do Konstantynopola; po ich zakończeniu został bibliotekarzem przy kościele Hagia Sophia w Konstantynopolu. Życie dworskie jednak nie było tym, czego Konstanty szukał w życiu. Po niedługim czasie usunął się więc do pewnego klasztoru nad Bosforem. Nie dane mu tam było zostać długo: odszukano go i uproszono, by głosił wykłady z filozofii w szkole oficerskiej. I ten urząd sprawował krótko. W 855r. udał się na górę Olimp w Bitynii, gdzie przebywał już jego starszy brat.
Od tej pory bracia działali razem. Najpierw, w roku 860 lub 861, cesarz Michał III Opilca wysłał ich do kraju Chazarów (między Morzem Kaspijskim a Morzem Czarnym), zaprzyjaźnionego z cesarstwem bizantyńskim, żeby pomogli rozstrzygnąć spory religijne, jakie powstały między tamtejszymi chrześcijanami, Żydami i saracenami. Konstanty przygotował się bardzo starannie do tej misji: porządnie nauczył się języka hebrajskiego, by mógł prowadzić dyskusję z Żydami, a także języka syryjskiego, by mógł swobodnie porozumiewać się z Arabami. Podczas tej misji w Chersonezie na Krymie Cyryl odnalazł relikwie papieża św. Klemensa I. Powracając do Konstantynopola zabrał je ze sobą, by potem przewieźć je do Rzymu.
W 862r. książę Rościsław, władający Morawami, potężnym wówczas państwem obejmującym Morawy, Słowację, Czechy, Śląsk, Panonię (Węgry) i prawdopodobnie Małopolskę (kraj Wiślan), przysłał do cesarza poselstwo z prośbą o przysłanie misjonarzy. Wprawdzie w jego kraju przebywała już pewna liczba misjonarzy z Bawarii, przypuszcza się jednak, że tak jak nasz Mieszko I obawiał się przyjąć chrześcijaństwo z rąk cesarza niemieckiego, by nie dać sobie narzucić także panowania politycznego.
Cesarz Michał, zadowolony z wykonania misji wśród Chazarów, postanowił wysłać na Morawy braci Michała-Metodego i Konstantego. Obaj znali język słowiański, gdyż w Tesalonikach i okolicach mieszkali słowiańscy Bułgarzy. Wydawało się więc, że jest to wybór jak najbardziej słuszny.
Bracia w swojej pracy wprowadzili do liturgii język słowiański. Ponieważ Słowianie morawscy nie posiadali jeszcze własnego pisma, żeby przybliżyć wiernym teksty liturgiczne, Konstanty stworzył odrębny alfabet, oparty na kursywie greckiej i częściowo na alfabecie arabskim, nazwany głagolicą od staro-cerkiewno-słowiańskiego wyrazu glagoł - "słowo, litera". (W późniejszych czasach jeden z uczniów św. Metodego wprowadził do tego pisma majuskuły (duże litery) alfabetu greckiego i w ten sposób powstała cyrylica.) Konstanty sam przetłumaczył na język starosłowiański ewangelie, listy apostolskie, mszał i psałterz, a także napisał przedmowę do ewangelii, czyli tzw. proglas. Na konflikt nie trzeba było długo czekać. Misjonarze obrządku łacińskiego mieli braciom za złe zarówno wprowadzenie do liturgii języka słowiańskiego, jak i używanie głagolicy. Bracia zostali zmuszeni do opuszczenia Moraw.
Najpierw zatrzymali się w Panonii (Węgry), potem udali się do Wenecji, by dla swych uczniów uzyskać święcenia kapłańskie. Jednak tamtejsze duchowieństwo, uprzedzone przez misjonarzy z Bawarii, przyjęło ich wrogo. Zostali oskarżeni przed papieżem św. Mikołajem I niemal o herezję. Wezwani przez papieża bracia udali się do Rzymu. Zanim jednak tam dotarli, zmarł Mikołaj I (867), a jego następca Hadrian II przyjął braci bardzo serdecznie, kazał ich uczniów wyświęcić na kapłanów, przyjął też ich księgi liturgiczne. Konstanty przekazał też papieżowi relikwie Klemensa I.
Konstanty pozostał już w Rzymie. Wstąpił do jednego z klasztorów greckich, gdzie przyjął zakonne imię Cyryl. Nie dane mu było długi życie zakonne. Z końcem 868r. św. Cyryl ciężko zachorował i po 50 dniach cierpień zmarł 14 lutego 869r. na rękach brata. Pochowano go w kościele św. Klemensa przy Via San Giovanni in Laterano w Rzymie. W 1974r. papież Paweł VI w geście ekumenicznym zwrócił Kościołowi prawosławnemu relikwie św. Cyryla. Zostały one przewiezione do Salonik i umieszczone w świątyni ku czci św. Cyryla i św. Metodego.
Tymczasem św. Metody został konsekrowany przez papieża Hadriana II na biskupa Moraw i Panonii i uczynił go swoim legatem. Metody powrócił na Morawy. Zastał tam zupełne inne warunki. Książę Rościsław zmarł, a jego następca Świętopełk miał nastawienie prozachodnie. Wprowadził w kraju obrządek łaciński, a obrządek słowiański, wprowadzony przez świętych Cyryla i Metodego był w zaniku. Arcybiskup Salzburga, Adalwin, zaprosił podstępnie św. Metodego do Ratyzbony na synod, po czym uwięził go, ponieważ uważał tereny Moraw i Panonii za podległe swojej jurysdykcji. Ponad dwa lata (870-872) spędził Metody w opłakanych warunkach więzienia; był bity i głodzony, przetrzymywany na deszczu i mrozie. Dopiero energiczne działania papieża Jana VIII doprowadziły do uwolnienia Metodego. Papież przyjął Metodego w Rzymie bardzo serdecznie, potwierdził wszystkie nadane mu przywileje, a żeby uspokoić niemiecki kler, dodał mu do pomocy sufragana biskupa Wickinga, który miał urzędować w Nitrze.
Św. Metody kontynuował dzieło podjęte wcześniej z bratem. Przełożył na język starosłowiański żywoty ojców Kościoła i założył szkołę tłumaczy, którzy w 883r. w ciągu 8 miesięcy przetłumaczyli całą Biblię z wyjątkiem Ksiąg Machabejskich. Dlatego św. Metodego uważa się za ojca literatury słowiańskiej.
Św. Metody zmarł 6 kwietnia 885r. na Morawach, być może w Welehradzie lub Mikulaicach. Dokładnego miejsca jego śmierci nie udało się jednak ustalić. Nie wiadomo też, gdzie został pochowany.
W dokumentach, jakie pozostały po św. Metodym, znajduje się list do księcia Wiślan z napomnieniem, żeby misjonarzom nie stawiać przeszkód. Na dodatek w 1977r. odkryto w Wiślicy kamienną chrzcielnicę z IX wieku. Oba te fakty mogą wskazywać, że chrześcijaństwo dotarło na ziemie polskie blisko wiek przed chrztem Mieszka I. Przypuszcza się też, że jedno z dwóch biskupstw-sufraganii powołanych przez Gorazda, ucznia i następcę św. Metodego, mogło być w Krakowie, który wówczas należał do Moraw.
Święci bracia są otoczeni największym kultem oczywiście w Kościele prawosławnym, ale też od początku czczeni byli w Krakowie i na Śląsku. Najstasze kalendarze wymieniają jako dni ich wspomnienia 9 i 10 marca. Potem byli wspominani 7 lipca. W niektórych rejonach nadal święto Cyryla i Metodego obchodzone jest 5 i 7 lipca, a w Kościele wschodnim 11 maja.
Bracia Cyryl i Metody w ikonografii przedstawiani są prawie zawsze w szatach biskupich albo jako biskup i mnich, czasem Metody ma w ręku obraz Sądu Ostatecznego, a Cyryl ukazany jest w długim płaszczu filozofa. Ich atrybuty tą księgi i zwój pisma z alfabetem słowiańskim.
Bracia św. Cyryl i św. Metody od 1980r. są patronami Europy, wszystkich narodów słowiańskich i Śląska Opolskiego; wzywani są też w czasie burzy.
|
|
|
Prawdopodobnie w postaci św. Walentego, którego wspomnienie obchodzone jest 14 lutego, tradycja połączyła osoby dwóch świętych męczenników - biskupa Terni (Umbria) oraz kapłana w Rzymie, którzy żyli w pogańskim jeszcze Cesarstwie Rzymskim i zostali straceni w III wieku.
Według legendy, jeden z nich przeciwstawił się nieludzkiemu prawu cesarza Klaudiusza II, który sądząc, że samotni mężczyźni są lepszymi żołnierzami, zabronił młodym ludziom zawierania małżeństw. Święty Walenty widział i rozumiał cierpienia zakochanych. W tajemnicy udzielał im sakramentu małżeństwa. Ponieważ jego praktyki zostały wykryte, został uwięziony, a gdy nie chciał się wyrzec Chrystusa - stracony.
W więzieniu miał uzdrowić ślepą dziewczynę, córkę pilnującego go strażnika. Przed egzekucją napisał do niej list z pozdrowieniami - stąd niektórzy wywodzą tradycję wysyłania walentynkowych kartek.
Najstarsze znane przekazy dotyczące tych dwóch postaci, z których tradycja z czasem utworzyła jedną, prezentujemy poniżej:
Urodzony w Rzymie z dostojnych rodziców, został św. Walenty, na prośby ludu wyświęcony przez biskupa Felicjana z Foligno na biskupa w Terni we Włoszech, ok. roku 203. Odznaczał się miłosierdziem dla ubogich, a Bóg udzielił mu łaski cudownych uzdrowień. Zawezwany do Rzymu przez filozofa Kratona, udał się chętnie do wiecznego miasta, bo żywił nadzieję, że działalnością swą przyczyni się do pomnożenia chwały Bożej. Miał Kraton syna, którego ciało przez chorobę strasznie było zeszpecone i poskręcane. Błagał Walentego, aby zechciał go uzdrowić, kiedy tyle innych już cudów był dokonał. Święty biskup oświadczył, że warunkiem cudu jest wiara Chrystusa, że cudu dopełni, skoro Kraton i cały dom jego przyjmie prawdziwą wiarę Jezusa. Filozof przyrzekł przyjąć chrzest św., skoro przekona się o rzeczywistości cudu. Wtedy zamknął się Walenty z chorym w komnacie i przepędził na modlitwie dzień, aż do późna w nocy. Podczas modlitwy biskupa, syn Kratona zupełnie odzyskał zdrowie. Uradowany ojciec zawołał całą rodzinę i wszystkich domowników, aby nauką Walentego przygotować się do przejścia na religię Chrystusa. Wszyscy zostali niedługo potem ochrzczeni, a do nich dołączyli się uczniowie Kratona imieniem Prokulus, Efebus, Apoloniusz, nadto jeszcze Abundiusz.
Na wiadomość o nawróceniu wybitnych Rzymian z pogaństwa na chrześcijaństwo, senat rzymski kazał Walentego wtrącić do więzienia. Kiedy zaś Walenty, zamiast słabnąć kaźnią, coraz więcej się utwierdzał w wierze, a przykładem swym umacniał i tych, których nie dawno był pozyskał dla Boga, został skazany przez namiestnika Placyda na śmierć przez ścięcie. Nim głowę położył pod miecz kata, dziękował Walenty Bogu za udzielone mu łaski, także i za łaskę męczeńskiej śmierci, a szczególnej opiece Boga polecał tych, co po śmierci wzywać mieli jego przyczyny w chorobach kurczowych. Bóg spełnił prośbę swego wybrańca, bo często wysłuchuje tych, co błagają Boga za wstawiennictwem św. Walentego o zupełne uzdrowienie lub o złagodzenie dolegliwości ciała.
Żył św. Walenty w Rzymie za panowania Klaudiusza II. Przez wszystkich, nawet przez pogan, był wysoko szanowany dla swej przyjacielskiej przystępności, dla swej nauki i cnoty. Zwrócił przez to uwagę na siebie samego cesarza, który go wezwał i zapytał: Czemuż nie chcesz być moim przyjacielem, kiedy przyjaźń ci swoją ofiaruję? Wyrównałbyś przepaść pomiędzy nami, gdybyś zechciał uznać bogów moich! Na to odpowiedział Walenty: Gdybyś, cesarzu, poznał Boga, którego uwielbiam, czułbyś się w służbie Jego niewymownie szczęśliwy. On jest tym, który ci dał życie, abyś mógł osiągnąć wieczną szczęśliwość. Jeden z obecnych dworzan, uderzony nie zrozumiałą dlań chwilowo odpowiedzią Walentego, nowe postawił pytanie: Cóż sądzisz o bogach naszych, o Jowiszu i Merkurym? Uważam ich, rzekł zapytany, za ludzi kiedyś bezbożnych i złych, jak stwierdzają ich życia dzieje, dotąd opowiadane, stąd nie są też godni nazwy bogów.
Klaudiusza zastanowiły słowa Walentego i zadumał się nad nimi. Obecny wszakże Kalpurniusz zawołał: bluźni Walenty, śmierci jest winien. Tymczasem na prośbę świętego, cesarz pozwolił mu mówić dalej. Korzystając z pozwolenia, tak jasno i dobitnie przedstawił oskarżony nicość bogów pogańskich, a prawdziwość jedynego Boga, że Klaudiusz rzekł do otoczenia: człowiek ten, którego potępiacie, zdaje się mieć rację, nie mogę przynajmniej uznać jego nauki jako fałszywej.
Z obawy, aby cesarz nie przechylił się do religii Chrystusowej, zaczął Kalpurniusz najrozmaitsze przeciw Walentemu podnosić zarzuty. Jest czarnoksiężnikiem, wołał, jest bluźniercą naszych bogów; śmiercią zginąć musi natychmiast, bo inaczej gotów poruszyć i uwieść lud wszystek. Przestraszony cesarz oddał Walentego w moc Kalpurniusza, aby sąd nad nim odbył. Zlecił go sędziemu Asteryuszowi. Idąc do niego, św. Walenty prosił Boga głośno, aby udzielił rodzinie i czeladzi Asteryusza prawdziwego światła wiary, któreby rozpędziło ciemność ducha i wywiodło wszystkich z pogaństwa. Asteryusz, który pochlebstwami starał sobie zjednać wyznawcę Chrystusowego, podchwycił słowa modlitwy i zawołał: jeśli twój Bóg oświeca każdego człowieka, niechaj przywróci światło wzroku mej córce, ślepotą dotkniętej, a chętnie uwierzę i chwalić będę Tego, którego ty chwalisz. Wtedy Walenty wzywając imienia Jezusa dokonał cudu, bo córkę Asteryusza w jednej uzdrowił chwili. Wobec tego naocznego dowodu wszechmocy Bożej i prawdziwości wiary Jezusowej, nie ociągał się Asteryusz z wyrzeczeniem się pogańskich błędów, z całą rodziną i ze wszystkimi domownikami - razem 46 osób - przyjął sakrament chrztu św., po odpowiednim przygotowaniu. Cesarz, dowiedziawszy się o cudzie, zdumiał się nad potęgą Boga, którego Walenty wyznawał, możeby go nawet uwolnił od wszelkich oskarżeń, gdyby nie stała na przeszkodzie zaciekłość wpływowego Kalpurniusza. Ten to, w zatwardziałości serca, kazał nasamprzód pojmać Asteryusza oraz jego rodzinę i życie im odebrać w mieście Ostia, Walentego zaś bić kijami, a na koniec głowę mu ściąć. Działo się to około roku 269. Większa część szczątków św. Walentego znajduje się w kościele rzymskim św. Praksedy.
Św. Walenty był otaczany kultem już w IV wieku. Od tego czasu czczono grób męczennika, nad którym papież Juliusz I wybudował bazylikę. Później odnowiona została przez papieża Teodora I. O innych przejawach kultu św. Walentego w starożytności nic konkretnie nie wiadomo. Nie było to przeszkodą do rozwoju kultu w średniowieczu, który chętnie sycił się legendą i powędrował do krajów niemal całej Europy.
W średniowiecznej Europie, zwłaszcza w Anglii i Francji, wierzono, że w połowie drugiego miesiąca roku, 14 lutego, ptaki zaczynają łączyć się w pary. I dlatego właśnie ten dzień uważano za szczególnie szczęśliwy dla zakochanych. Narzeczeni posyłali sobie pozdrowienia i drobne upominki, a ich rodzice rozmawiali o przyszłym ślubie. Święty Walenty, którego święto przypada właśnie na dzień 14 lutego, został więc uznany za patrona zakochanych i w średniowieczu był jednym z najpopularniejszych świętych na zachodzie Europy.
Kult św. Walentego dotarł także do Polski, o czym m.in. świadczy wezwanie parafii w Chechle. Kult tego świętego rozwinął się przede wszystkim w diecezji przemyskiej, gdzie św. Walentego uznano za patrona diecezji. Pod koniec XX wieku było w Polsce 16 parafii pod wezwaniem św. Walentego (nie licząc kościołów filialnych i kaplic). Cześć świętego weszła również w zwyczaje ludowe i folklor - pod wpływem niemieckim skojarzyła się z epilepsją, podczas gdy na zachodzie (później także w Stanach Zjednoczonych) święty jest raczej patronem zakochanych.
W ostatnich latach, zwyczaje związane ze św. Walentym, zwłaszcza zaś posyłanie walentynkowych życzeń, przedostały się do Polski, gdzie przyjęto je bezrefleksyjnie, podobnie, jak wiele innych zachodnich wzorców.
W Chechle, kult świętego Walentego był żywy od XIV wieku. Potwierdzeniem tego były dzieła sztuki sakralnej: rzeźby, obrazy oraz malowidła ścienne, które bezpowrotnie zostały utracone na skutek pożaru kościoła. Obecnie w kościele parafialnym znajdują się: XVIII-wieczny relikwiarz św. Walentego i płaskorzeźba świętego z 1980 r. W roku 2003 planowany jest montaż witraża, przedstawiającego postać patrona parafii.
Kult św. Walentego uzewnętrznia się także w uroczystym obchodzie jego wspomnienia, rokrocznie - 14 lutego, lub w najbliższą niedzielę od tego dnia. Wtedy to, obchodzony jest odpust ku czci tego świętego, na którym są obecni kapłani całego dekanatu, zaś wierni często zapraszają na tę uroczystość swoich najbliższych.
Innym wyrazem czci dla świętego patrona parafii, jest nadawanie chłopcom imienia Walenty. Tradycja ta była żywa, zwłaszcza do połowy XX wieku. Prawie każdy chłopak urodzony w połowie lutego, miał nadawane to imię. Obecnie zwyczaj ten zanika.
|
|